poniedziałek, 11 lipca 2011

Tuż przed corocznym skokiem w XV wiek.

Pora odświeżyć zapiski, mimo braku czasu.
Pewnego razu Ewa i Damian z Faustem i Bolero wybrali się do miasteczka powiatowego w celu otrzaskania się z przestrzenią miejską. W zasadzie to Bolero miał się otrzaskiwać, bo na Fauście może by zrobiło wrażenie metro nowojorskie, a i to nie wiadomo.

Co do Bolero, to był to jego pierwszy wyjazd poza plac roboczy, nie licząc kilku wypadów w teren. To znaczy pierwszy odkąd go mamy, bo wcześniejsze koleje jego losów są nieznane. Bolero okazał się zgodnie z naszymi przewidywaniami wrażenio-odporny. Niewiele rzeczy wytrącało go z równowagi. Nie udało się to dzieciom na rolkach, goniącym koniki, ani lokalnym drechom palącym gumy tuż obok. Dopiero elementy małej architektury, takie jak kolorowa kostka bauma oraz podejrzanie wyglądający murek pomalowany na czerwono, zmusiły go do zwolnienia swych siedmiomilowych kroków. Dzięki temu Faust na chwilę go dogonił bez konieczności podkłusowywania...

Na koniec konie zwiedziły nasz niewielki ogródek i chyba nie zdołały ściągnąć na siebie uwagi pani sąsiadki - na swoje szczęście, bojowa to bowiem kobieta. Za to zaznajomiły się z hamakiem:
I kaczuszką na kółkach:
Po tym pełnym wrażeń treningu występ zasadniczy, czyli reklama golubskiego turnieju konnego podczas (niezwykle nudnego i beznadziejnego) festynu miejskiego była tylko formalnością.
Jak zwykle konie przyciągały dzieci z rodzicami:
Poza nadstawianiem końskich łbów do głaskania niewiele tam było do roboty, więc po sprawdzeniu czy konie olewają 10-metrowe dmuchane balony, agregaty, tłumy ludzi z wózkami dziecięcymi oraz rozpoczynający się koncert pop z przesterowanym nagłośnieniem...
 ..., pojechaliśmy sobie z powrotem.
A tak wyglądało nasze nieocenione wsparcie z ziemi :) , czyli Ania.
Bolero zdał egzamin na piątkę.
Niestety tydzień później załatwił sobie L4 od okulisty, i na razie cały plan cywilizowania tego wielkiego wolnomyśliciela zostaje zawieszony.

Kilka dni później Faust i Malwina przetestowały sobie jeszcze nowych Rzymian. W ten sposób do grupy pokazowej dołączyli bracia Gałkowie.
Krzysztof:
i Grzegorz:

 A w tym tygodniu wszystkich czeka przeskok w rok 1410.

sobota, 11 czerwca 2011

Czerwiec, czyli życie toczy się dalej.

Jedni odchodzą, inni przychodzą.
W stajni urodził się źrebak, ładny ogierek xxoo, chyba będzie gniady. Bryka wokół matki po wielkim pastwisku. Jeszcze nie ma imienia.

Konie miały okazję rozpocząć sezon pokazowy. Co prawda Bolero zamiast debiutować, to leczył kulawiznę (chyba się na pastwisku walnął sam w nogę). Ale Faust dzielnie stanął na wysokości zadania:
 I całkiem ładnie mu to szło, zwłaszcza pod Ewą :)

Malwina została zabrana na pokaz w charakterze dostojnej dekoracji, ale okazało się, że występy są najlepszą terapią! Dzień po powrocie Malwinka tryskała energią, i caplowała niczym arabska trzylatka, zarówno idąc na padok jak i wracając z niego do stajni.  Wbrew naszym obawom mały występik nie zaszkodził starszej pani. Lubi się te oklaski..


Po tej miłej rozrywce cała gromada opala się, wyjadając trawę tym razem na placu do jazdy:
Malwinka z wdziękiem wypina jabłka na zadzie...

Stefan ze swej prawej strony wygląda jak okaz tężyzny a nawet jest go nieco za dużo..

Faust po ciężkiej pracy polegającej na rozluźnianiu się jest zadowolony: wreszcie się od niego wszyscy odczepili.

Bolero nie wie co go ominęło. Ale co się odwlecze, to nie uciecze, Bolku.

Gdyby tak Stefan mógł podczas wspólnych godzin na pastwisku zapoznać Bolka chociaż z teorią pracy w pokazach, to Bolero miałby na starcie wysoki poziom.

Od tej okrągłej starszej pani kolega ślązak też by mógł się dużo nauczyć. Żeby tylko chciał!

Daktyl natomiast ma osiągnięcie całkiem spore w swojej konkurencji: wreszcie przykrył żebra! Po raz pierwszy od baaardzo dawna. Od razu lepiej. Co prawda mięśni nie ma i nie będzie, ale chociaż wygląda bardziej jak przedstawiciel koniowatych. Ech, wieczny rencista.

Tylko jednego zawsze będzie brak na tych zdjęciach.

sobota, 14 maja 2011

Ostatnia już sprawa.

To ostatnia rzecz jaką mogłam zrobić dla Sekreta. Potrzebowałam tego, żeby postawić kropkę na końcu wspólnej historii.
I aby zwalczyć dręczące mnie wątpliwości. Koniowi nic nie dolegało, ale może coś przeoczyliśmy. Może jakieś sytuacje z niedawnej przeszłości można by teraz interpretować inaczej niż zostało to zrobione.
Dlatego poprosiłam o rozmowę dr. Okońskiego, któremu  jestem ogromnie wdzięczna za poświęcony mi czas i uwagę. To bardzo doświadczony lekarz i mamy do niego pełne zaufanie.
Wysłuchał mojej relacji z ostatnich miesięcy, dni, godzin - zachowanie, zwyczaje, drobiazgi. I powiedział: "Każdy pacjent wciąż uczy mnie czegoś nowego. Nie ma dwóch takich samych przypadków a zgłębiając je wyciągamy wnioski na przyszłość. Tutaj jednak nie da się wyciągnąć żadnego wniosku. Nic z tego co się działo nie było żadną wskazówką, żadną przesłanką."

Mam też niezwykle serdeczną odpowiedź profesora Billa J. Johnsona z Uniwerstytetu Oklahoma, którą wysłał mi dosłownie w kilka godzin po tym, gdy otrzymał mojego maila z zapytaniem. Nazwisko profesora Johnsona znalazłam przeglądając amerykańskie publikacje na temat problemów układu krążenia u koni.

Więcej nie możemy zrobić. Oprócz próby zaakceptowania śmierci, także nagłej, jako części życia.

niedziela, 8 maja 2011

Pożegnanie Sekreta.

Od dawna miałam gotowy tekst o Sekrecie, nie wiem czemu tak zwlekałam z wklejeniem go tutaj.
Teraz ukaże tu się jako wspomnienie.


Sekret, mój Sekret,  odszedł dziś rano niespodziewanie na serce, w wieku 17 lat.


Trudno nam się pozbierać. Spędziliśmy z nim i jego pomysłami czternaście długich lat.
Był moim prezentem zaręczynowym. Całym moim jeździectwem - plany, marzenia, mikrosukcesy.

Miał dobre życie i krótką śmierć. Zaskoczył nas zupełnie - był w świetnej formie, dzień wcześniej brykał na jeździe, galopował po pastwisku. Rano rżał do owsa. Teraz, wieczorem, jest tylko wspomnieniem.

Jesteśmy mu wdzięczni za wspólne lata. Nauczył nas kilku rzeczy.
Galopuj teraz ile chcesz, mały...

Dziękujemy Gosi i Mikołajowi za dobre serce i pomoc. I Ninie - że tak pięknie w niego uwierzyła.

Malwina jest osowiała i wciąż nasłuchuje. 


Zdjęcia z niedawnej przeszłości....
"wał. Sekret xx, ur 1994

Sekret trafił do nas przez zbieg okoliczności.
Wiosną 1997 roku znajomy spod Wrocławia poprosił o przysługę: transport trzylatka, który nie wrócił z dzierżawy z obozu jeździeckiego nad morzem. Dzierżawca po sezonie zniknął zostawiwszy konie u przypadkowego rolnika. Właściciel odzyskał wszystkie prócz jednego. Damian zgodził się pojechać i na miejscu zastał półdzikiego ogierka folbluta, który po wyprowadzeniu z obory, gdzie mieszkał  z cielakami, zaczął brykać w miejscu na metr wysoko. Zanim dotarł z nim do Warszawy, uznał, że będzie to doskonały prezent zaręczynowy .... Nie mogłam odmówić, choć prezent 5 minut po wyjściu z przyczepy brykał tak, że się wywrócił.
Mimo ciężkich doświadczeń życiowych i mikrego wzrostu, konik miał żelazne zdrowie. Weterynarz po usłyszeniu historii konia był sceptyczny, ale ja już zdecydowałam. Tak zaczęła się przygoda, która trwa do dziś.

Niewiele zaszarpany przez zajazdkę wyścigową, raczej się chował niż ciągnął, co zostało mu do dziś.. Najbardziej kochał i kocha brykanie - najlepiej w miejscu. Na szczęście jest krótki, więc łatwo wysiedzieć. Nerwus, wielkie oko, za to błyskawiczny i zwrotny, godna podziwu równowaga (pamiętam dosłownie kilka przypadków potknięcia się), ale buntownik, prowokujący konflikty, trudny do rozluźnienia. Sprawy nie ułatwiają moje niedostatki jeździeckie i brak stałej opieki z ziemi. A jednak, o dziwo, nie pozabijaliśmy się nawzajem.
Sportowiec z niego żaden, podobnie jak ze mnie. Nasz poziom to może ujeżdżeniowe P, jeśli ktoś by nad nami stał. Skoki w zasadzie leżą. Jak na tyle wspólnych lat to niewiele..  W kółko wracamy do podstaw, do rozluźnienia, oparcia  na kontakcie, lekkości.

Kryzys mieliśmy gdy był ogierem  - niebezpieczne zachowania (skoki na własne odbicie w szybie, słynny skok na klacz ze źrebakiem, namalowane na ścianie w skali 1:1), szaleństwa na pokazach. W końcu narów "delfinków" zaważył o decyzji kastracji, zresztą zbyt późnej. Po wycięciu w wieku 5 lat Sekret przestał walczyć z jeźdźcem, ale zachował swój charakter polegający na nieprzewidywalnych napadach wesołości pod siodłem i uporczywych próbach chodzenia na dwóch przednich nogach.
Zżyliśmy się na codziennych samotnych terenach, podczas wędrówek przez wiele stajni, rajdów i niezliczonych wyjazdów na pokazy i obozy, przemarszów przez miasteczka, parad i banderii. Z pomocą Damiana daliśmy radę wyuczyć się kładzenia i stępa hiszpańskiego, stopniowo wykonywanych coraz mniej nerwowo. Mamy numer ze sztandarem o długości 12 m, rozwijającym się w galopie,  a także kładzenie na środku pola bitewnego wsród kręcących się koni. Sekret chodził też w husarskich skrzydłach a nawet kiedyś po damsku. Rozmyślnie nie uczyliśmy go żadnych wspięć. Dawno temu pracował też krótki czas w rekreacji i na obozach jeździeckich.

Folbluci temperament nie ułatwia Sekretowi pracy w pokazach. Zawsze się spala, przejmuje więcej niż potrzeba i bryka. Pewnych spraw nigdy nie zgodził się do końca zaakceptować, więc nie męczymy go już ogniem czy dymem, ani fajerwerkami. Natomiast Grunwald zna na pamięć i nudzi się stojąc na "krzyżackiej górce" podczas kolejnej inscenizacji ;)
Ostatnio odnaleźliśmy dość odwagi by wystąpić na ujeżdżeniowych zawodach towarzyskich w szalonej klasie L (co zresztą doszczętnie zanudziło Sekreta, przyzwyczajonego że na każdym wyjeździe jest przynajmniej parę wystrzałów).  Nieśmiało marzymy o emeryckim LL WKKW, bardziej obawiając się drągów niż rowów i kłód.

Mimo, że Sekret jest pieszczochem, życzliwym i delikatnym koniem cudownym w obsłudze, to relacje z ludźmi są dla niego drugorzędne. Najważniejsze jest stado i klacze, a zwłaszcza ukochana starsza o 10 lat ślązaczka Malwinka. Na pastwisku przez identyczne skarogniade umaszczenie wyglądają raczej jak tłusta matka z drobnym dwulatkiem przy boku :) ale są naprawdę zżytą parą. Nierozłączni, zjeździli pół kraju, gdy jedno wejdzie do przyczepy, drugie wbiega tam samo. Pozornie Malwina gardzi zalotami Sekreta, ale w głębi końskiego serca jest do niego bardzo przywiązana.
A on oddala się od niej i stada tylko jeśli musi. I wraca dwa razy szybciej, by pilnować, dowodzić, dzielnie bronić i czasem poderwać.

Ma juz 17 lat, a znamy się od 14. Fizycznie nie widać po nim wieku, ale psychicznie się wyciszył. Pomogło mu codzienne padokowanie ze stadem, czego był przez pierwsze 10 lat życia pozbawiony. Wciąż jest sobą - na placu do pchania dopóki się go pracowicie nie rozgrzeje. W terenie bywa, że trzeba zapiąć pasy bezpieczeństwa ;) i trzymać się mocno. Repertuar znam na pamięć ale czasem jestem mocno zaskakiwana i nigdy nie wsiadam bez kasku.
Od około 6 lat koń nie jest kuty, a od roku strugam go sama wg. zasad naturalnych wywodzących się ze szkoły Petera Rameya (dzięki forum Re-volta) z bardzo zadowalającymi rezultatami.
Na dzień dzisiejszy jest roztrenowany, stoi sobie na padoku ofutrzony jak mamut wśród zawiei. Codzienie chodzi w karuzeli, a pod siodłem w lekkie tereny raz na kilka dni.

Bądź mi dalej zdrów, Krecie!

Wołomin, 10.12.2010 "

piątek, 15 kwietnia 2011

Po roku więzienia..

... pacjent na spacerniaku. Już normalnie jak wszyscy, do obiadu.
Gdy skończy mu się siano, stoi spokojnie albo łazi. Chyba że się czymś zgorączkuje i wtedy wywala z czterech pionowo do góry i kwiczy. Na szczęście robi to sporadycznie, np. wtedy gdy nie został ściągnięty na obiad jako pierwszy. Ale te wybryki utwierdzają nas, że przynajmniej na razie kwaterka 6x6 m to dobry wybór.
No i niech ktoś powie, czy ten koń jest pełnosprawny czy nie???

czwartek, 7 kwietnia 2011

Wielka zmiana u Stefana

W najbliższych dniach powstanie mini-padoczek dla Stefana, już od roku trwającego cierpliwie w areszcie boksowym. Mijają trzy miesiące od kiedy weterynarz potwierdził, że koń nie kuleje. Stefan wciąż wychodzi tylko na godzinę lub pół. W ręku i pod siodłem bywa, że w wesołe wietrzne dni bryka bardzo wysoko. Na karuzeli jest spokojniejszy, ale niezbyt przemyślana próba stępa na lonży skończyła się po 3 minutach czymś w rodzaju serii kurbet i charakterystycznym kwikiem w locie. Pocieszające, że stawiany codziennie na około godzinę luzem na myjce koło stajni zachowuje się zupełnie spokojnie.
Na padoczek ma wychodzić przez dwa pierwsze dni na kwadrans, a potem - o ile nie będzie robił głupot - już tak jak reszta koni, na większość dnia.
Będzie sąsiadował z jednej strony ze stadkiem wałachów (Bolero, Daktyl i Faust) a z drugiej z parą Sekret-Malwina. Obie grupy są zupełnie spokojne i nikt tam nie bryka, mamy nadzieję, że będzie brał przykład. Na pewno też zainteresuje go siano, być może trzeba będzie pomyśleć nad jakimś sensownym paśnikiem-spowalniaczem, na przykład takim:
albo takim:
albo wiszącym, chyba nieco bezpieczniejszy niż ten kanciasty z dostępem z góry:

Poza zmianami u Stefana, wszystko toczy się spokojnym rytmem. Bolero jest w robocie już ok. 4 dni tygodniowo, ostatnio debiutował na drągach (biedne drągi) i z czambonem (biedny czambon). Kawał konia z tego ślązaka, i działa w trybie "idę-i-nie-patrzę". Ale uczy się błyskawicznie, to jego ogromny atut.
Sekret z Faustem pełnią zaszczytne funkcje głównych koni szkoleniowych i o dziwo im to wychodzi. Co prawda Faust zdradził ostatnio dość znaczne uczulenie do pracy na lonży, ale jest szansa przepracować z nim ten temat, potrzeba tylko czasu i cierpliwości. 
Daktyl w ciągu ostatnich miesięcy zaledwie raz  położył się na niewłaściwej stronie, co skutkowało podnoszeniem go w trzy osoby. Jednak we wszystkim można dojść do wprawy, nawet w podnoszeniu kaleki. Po prostu wystarczy go przekręcić na drugi bok i wstaje prawie sam. Gdy wspomnimy czasy sprzed siedmiu lat, tuż po urazie.. te nocne rozpaczliwe walki w trzy albo cztery osoby, te godziny z pasami, lonżami, kocami.. Mimo wszystko ten koń osiągnął jakąś specyficzną sprawność, a co najważniejsze utrzymuje ją.
A Malwinka jak to Malwinka, zaliczywszy wiosenną ruję (co było dość wyczerpujące dla Sekreta) zajmuje się hodowaniem jabłek na swym tłustym zadzie.

piątek, 25 marca 2011

Zdjęcia z próby Legio XXI Rapax

Jak zwykle Rapax stanął na wysokości zadania i dostarczył dokumentację zdjęciową.

Na Malwinie formacje rzymskie nie zrobiły wrażenia.
Legioniści? Z tarczami? I co z tego?




 Ekspres sprawdza z bliska.


Legioniści też..





Obie strony "konfliktu"  nauczyły się sporo podczas tego treningu. Zwłaszcza podczas prób w ruchu (a jednak kobyła doskonale pamięta ustępowanie od łydki), na szczęście nikt nie został nadepnięty.
Miło było gościć Cacaivsa Rebivsa wraz z ekipą. Następne spotkanie zapewne już na którymś wyjeździe.

sobota, 19 marca 2011

Faust przyjechał!

Stary dobry Faust znowu się pojawił :)
Wygląda lepiej niż dobrze (choć na pewno troszkę się odchudzimy..) a do tego ma świetnego irokeza. Miło jest znów go widzieć.
On sam nie jest szczególnie zachwycony perspektywą przygotowań do sezonu.  Na razie dowiedział się, że krata w karuzeli niestety nie ustępuje nawet jeśli bardzo-zmęczony-koń odwróci się do niej znienacka pyskiem.. Ale uczy się szybko.
Dziś Fiś przewietrzył się pod niezastąpioną Ewą a potem wylądował na padoku. Zdaje się, że jest mu już smutno samemu, pora go dopuścić do którejś grupy.

sobota, 12 marca 2011

Pierwsze jaskółki

Pierwsze jaskółki nowego sezonu:
1. Wiosenna aura - 15 stopni na plusie i słonko (pomimo porannych przymrozków). Plac rozmarza, będzie można bronować i normalnie użytkować. Co prawda błoto wszędzie, i bez kaloszy się nie obejdzie, ale lepsze to niż lód pod śniegiem czy nieszczęsna gruda.
2. Sekret ma nowy plan tygodnia.  Ku swemu zdziwieniu na stare lata został wtłoczony w rygor szkoleniowy. Jego nowa amazonka, Nina, radzi sobie bardzo dzielnie z rozmaitymi  humorami Jego Nadętej Hrabiowskiej Mości. Jeszcze będzie z niej prawdziwy jeździor! Dziś odbyła się ich druga wspólna jazda, i w przeciwieństwie do poprzedniej ani nas nie przemroziło, ani nie osypało śniegiem.
3. Natomiast Ekspres podczas sobotniego zgrupowania szkoleniowego grupy  Legio XXI Rapax niespodziewanie zadebiutował w nowej roli: jako koń bojowy rzymskich ekwitów z  I w.n.e. Okazało się, że drzemał w nim talent aktora! Mrożący krew w żyłach atak piechoty wyposażonej w metrowej wysokości malowane tarcze nie zrobił na nim żadnego wrażenia, oczywiście po krótkim przeszkoleniu. Doskonale spisała się Malwina, która spychała legionistów i ich tarcze jakby robiła to codziennie. Będą filmy!
4. Czwartą i najdobitniejszą wiosenną jaskółką zwiastującą koniec zimy jest fakt, że koń Daktyl nie tylko się wytarzał w błocie z obu stron, ale także galopował, wierzgał i brykał na ile tylko mu pozwalało jego krzywo zrośnięte cielsko. Kto go zna, ten doceni.
Mamy nadzieję, że niedługo uzupełnimy relację zdjęciami.

środa, 5 stycznia 2011

Noworoczny pozytyw

Witamy w Nowym Roku AD 2011!
Oby ten nowy rok był cały tak dobry, jak wieści z dzisiejszej wizyty weterynarza u jednego z naszych podopiecznych.
Stefan, który jak każdy z naszych koni doczeka się osobnego wpisu, w kwietniu zeszłego roku bardzo poważnie uszkodził się na padoku. Doszło do naruszenia nerwu i zupełnej atrofii dwóch dużych mięśni lewej przedniej kończyny. Weterynarz nie potrafił określić jakie są szanse na powrót do sprawności. Po 2 miesiącach od urazu koń zaczął rehabilitację w stępie w ręku.  Po kolejnych czterech miesiącach wzmocnił się na tyle, że doktór pozwolił na stęp pod siodłem. Tak zeszła nam jesień. W grudniu koń poszedł do karuzeli.
Widzieliśmy, że ostatnie dwa miesiące przyniosły widoczną poprawę ale potrzebowaliśmy potwierdzenia i spojrzenia obiektywnym okiem. Dziś więc zawitał w nasze skromne stajenne progi dr Janusz Okoński, prowadzący ten przypadek (zresztą podobno jedyny tak poważny pod względem zaniku mięśnia, jaki zdarzyło mu się obserwować).
Koń został pokazany po prostej w ręku w stępie i kłusie po betonowym korytarzu wzdłuż stajni. I wspaniała wiadomość: on faktycznie jest czysty!!! Nie pokazuje nic! Doktor użył wręcz słów: "Cuda się zdarzają"!
Czy to nie wspaniałe? Udało się, udało! :) :) :)
Mamy pozwolenie na ostrożne włączanie kłusa pod siodłem (krótkie minutowe nawroty po równym terenie, typu zaśnieżona równa łąka) i stopniowe bardzo powolne zwiększanie tego obciążenia.
Co do ruchu na swobodzie, to wciąż był sceptyczny, zwłaszcza w zimowym czasie - gruda, miejscami lód, głębszy śnieg itp). Ale gdy śniegi zejdą a błota podeschną to mamy zgodę na wydzielenie małej kwaterki dla naszego biedaka, zamkniętego w boksie 23\24 od tak dawna!
Ach jak fajnie. Przecież nie tak dawno patrząc na niego w stępie nikt nie odważyłby się dać mu zakłusować, tak wyraźnie kulał.
Dodatkowo dobrze rokuje fakt, że koń potrafi niemiłosiernie wysoko bryknąć gdy najdzie go dobry humor.
Jupi! Jupi!
Historia urazu została dość dokładnie opisana na forum Re-Volta, tutaj link .

Inni pacjenci, na których popatrzył weterynarz, także nie nastrajają jakoś pesymistycznie. Niewielkie strupki na skórze Bolero, które pojawiły się prawdopodobnie jako odpowiedź na kleszcze jesienne,i wciąż się utrzymują, okazały się nie być niczym poważnym. Natomiast łzawiące od czasu do czasu lewe  oko Sekreta to na szczęście nie nawracająca infekcja, ale raczej przytkanie kanalika nosowo-łzowego. Jeśli zalecone lekarstwo nie pomoże, to wiosną trzeba będzie spróbować przetkać kanalik.